sobota, 9 maja 2015

Cała opinia dr nauk hum. Anna Mlekodaj,dośc długa i naukowa.


„Tami w Krainie Pięknych Koni”, czyli magia ujarzmiona
Zanim narodziła się literatura dla dzieci, musiało narodzić się dziecko. W przestrzeni
społecznej i kulturowej proces ten trwał całe wieki. Jak napisał Ryszard Waksmund:
Od średniowiecza aż po barok nie przypisywano dzieciństwu większej wagi. […] Żyjąc z dorosłymi, nosząc
identyczne ubrania i uczestnicząc w tych samych zajęciach, dzieci były antropologicznie niewidoczne. Zakres znaczeniowy takich słów jak „dziecię”, „pacholę”, „młodzik” był w tym czasie bardzo płynny i pokrywał się z pojęciem „niepełnoletności” w sensie prawnym, więc „osoby bardzo młodej czy też niestarej, a odgrywającej rolę ucznia lub służącego”. Jedynie opozycja młodość – starość rysowała się bardziej wyraziście1.
Janusz Korczak z pozycji lekarza tak tłumaczył ten stan:
Dopóki śmierć kosiła położnice, niewiele myślano o noworodku. Dostrzeżono go, gdy aseptyka i technika pomocy zabezpieczyła życie matki2.
Niewątpliwie najtrafniejszy wniosek, najlepiej ujmujący istotę rzeczy, wysnuł Jan H. Van der
Berg, kiedy stwierdził:
Dziecko nie zawsze było dzieckiem – stało się nim. […] Sposób istnienia dzieci w świecie zmienił się dlatego, że wpierw zmienił się sposób istnienia dorosłych3.
Na zmianę świata dorosłych w tym zakresie wpłynął rozwój takich dziedzin nauki, jak
psychologia i pedagogika. Jeszcze w wieku XIX dziecko było traktowane przedmiotowo,
nierzadko z dużą dozą bezwzględności czy nawet okrucieństwa. Zasadniczą przemianę
przyniósł dopiero wiek XX, zwanym czasami „stuleciem dziecka”. I choć na ten czas
przypadły najbardziej brzemienne w skutkach błędy ludzkości, które ze zdwojoną siłą
uderzały w najsłabszych, czyli właśnie w dzieci, to jednak od XX wieku datuje się
1R. Wkasmund, Od literatury dla dzieci do literatury dziecięcej, Wrocław 2000, s. 13.
2J. Korczak, Pisma wybrane, red. A. Lewin, Warszawa 1978, s. 101.
3J.H. Van den Berg, Dziecko stało się dzieckiem, tł. M. Ochab, [w:] Dzieci [Transgresje 5], red. M. Janion, S.Chwin, Warszawa 1988, t 2. S. 232-233.
obowiązujący pogląd o podmiotowości dziecka oraz o niedającej się przecenić roli
dzieciństwa w kształtowaniu osobowości dorosłego człowieka. Jednym z głównych sprawców
tego stanu był Zygmunt Freud, który swymi pracami z zakresu psychologii odmienił
zasadniczo kondycję dzieciństwa i przywrócił mu właściwą wagę w życiu ludzkim. Nikomu
też dziś do głowy nie przyjdzie traktować dziecka jako niepełnego człowieka, swoiste stadium przejściowe między niebytem a człowiekiem (jak to było przyjęte sądzić w wiekach
wcześniejszych), to jednak dorosła część ludzkości w dalszym ciągu nie jest wolna od win
względem swoich najmłodszych przedstawicieli.Jednym z obszarów, w których dokonywało się odkrycie dziecka, była literatura adresowana do najmłodszych. Ukazujące się od XVIII wieku teksty dla dzieci dają wgląd w historię kształtowania się poglądów na dziecko. O ile w wieku XIX dominował dydaktyzm, czasami posunięty wręcz do absurdu, o tyle w wieku XX pojawiły się teksty, które zdradzają wysiłek odtworzenia świata widzianego oczami dziecka. Znakomity badacz folkloru dziecięcego Jerzy Cieślikowski wprowadził rozróżnienie: wiersz dla dzieci i wiersz dziecięcy. W ślad za nim Jolanta Ługowska poszerzyła te kategorie – wprowadzając opozycję – liryka dla dzieci i liryka dziecięca. Ryszard Waksmund zaś poszedł najdalej wskazując istnienie literatury dla dzieci oraz literatury dziecięcej. Wszyscy oni przyjęli jedno podstawowe kryterium podziału – jest nim typ wyobraźni, która organizuje przekaz literacki. Jeżeli jest on zdominowany „dorosłym” widzeniem świata – wówczas mamy do czynienia z literaturą dla dzieci, wskazującą najczęściej ścieżką pożądanego rozwoju dziecka i projektującą je według norm obowiązujących w społeczeństwie, do którego należy autor. Jeśli natomiast tekst wprowadza odbiorcę do świata wyobraźni dziecięcej, ignorującej „dorosłość” bądź koegzystującej z nią na swoich, odrębnych prawach, wówczas mówimy o literaturze dziecięcej. Reasumując: literatura dla dzieci jest w swej istocie transgresywna, ponieważ wskazuje drogi prowadzące ku dorosłości, podczas gdy literaturę dziecięcą można by nazwać ingresywną, ponieważ jej rolą jest wprowadzania odbiorcy w głąb świata dziecięcej wyobraźni. O ile pierwsza koncentrowała się niemal wyłącznie na odbiorcy dziecięcym, o tyle druga stanowiła od początku obszar równie atrakcyjny zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Jednym z przykładów lektury uniwersalnej, mającej urok dla czytelników w każdym wieku,
są baśnie. Korzeniami tkwią w folklorze, a jak wiadomo , był on domeną dorosłych. Dlatego
też droga baśni do pokoju dziecięcego była naznaczona licznymi dyskusjami4. Pozytywiści
uważali baśń, kontynuującą najczęściej ludową bajkę magiczną, za wysoce niestosowną. Jej
bogaty świat fantastycznych wyobrażeń uznawali za sprzeczny z naukowym, a co za tym
idzie racjonalnym i w konsekwencji jedynie słusznym poglądem na świat. Zagrożeń
dopatrywano się także w sferze etyczno-moralnego przesłania baśni. Ingerencja sił
nadprzyrodzonych, przedmioty magiczne, zaklęcia - wszystko to, według przeciwników
baśni, sprawiało, że w dziecku zacierały się granice między dobrem a złem,
odpowiedzialnością a lekkomyślnością. Niektórzy twierdzili nawet, że baśnie lansują swoistą
przedchrześcijańską etykę, która zaaplikowana nawet w małych dawkach może być
niebezpieczna i skutkować złymi wyborami w dorosłym życiu.
Niezależnie od dyskusji w środowisku pedagogów i psychologów fantastyka na stałe
zadomowiła się w tekstach dla dzieci, także tych o czysto literackiej proweniencji. By
skoncentrować się tylko na wieku XX, wystarczy przytoczyć książki Jamesa M. Barriego:
Piotruś Pan w ogrodach Kensingtońskich (1902) oraz Piotruś Pan i Wendy (1911), które
otwierają przed czytelnikiem uroki Nibylandii, krainy, w której realizują się dziecięce
marzenia o lataniu, przyjaźni z wróżkami i elfami oraz o przygodach zapierających dech w
piersi. W tym samym czasie powstała także trylogia Edith Nesbit: Pięcioro dzieci i „coś”
(1902), Feniks i dywan (1904) oraz Historia amuletu (1906) – nieco zapomniane dziś
opowieści o przenikaniu się świata racjonalnego ze światem fantastycznym. Dzięki temu
dzieci – bohaterowie opowieści mogą wędrować swobodnie w czasie i przestrzeni, mogą też
zmieniać siebie i wpływać na otaczającą rzeczywistość. Wszystko jednak w pewnych
granicach; o zachodzie słońca czar pryskał. Niewątpliwie nowe światy, zakorzenione w
mitologii Celtów, rozpostarł w dziecięcej (i nie tylko) wyobraźni J.R.R. Tolkien, zapraszając
do krainy Śródziemia tropem bohaterów swoich powieści. Jest to opowieść o tyle odmienna
od innych, że człowiek jest jedną z wielu istot zasiedlających tę fantastyczną krainę, pełną
hobbitów, krasnoludów, orków itp. Ów człowiek dopiero wchodzi na arenę świata, a wraz z
jego pojawieniem się odchodzi w przeszłość i zapomnienie bohaterska epopeja istot
walczących z siłami zła, a skazanych na nieuchronną zagładę5.
4Więcej na ten temat można przeczytać w tomie zbierającym materiały z konferencji pt. "Funkcja baśni w wychowaniu i kształtowaniu osobowości dziecka" zorganizowanej przez Związek Literatów Polskich w Warszawie w grudniu 1973 r., wydanym pt. „Baśń i dziecko” pod redakcją H. Skrobiszewskiej, Warszawa, 1978 r. 5Por. J.R.R. Tolkien – recepcja polska. Studia i eseje, red. J.Z. Lichański, Warszawa 1996.
Fantastyka współczesnej baśni literackiej nie wyklucza współczesności z całym jej
technologicznym oprzyrządowaniem. Oboczny, alternatywny świat odkryty niegdyś za
czarodziejskimi drzwiami szafy, świat elfów, karłów, wróżek i czarodziejów , świat, do
którego wiodą jakieś fizyczne lub mentalne przejścia wiążące go ze światem realistycznym,
doskonale koegzystuje z naszą współczesnością. Magię z techniką w naszej literaturze łączył
już Jan Brzechwa w swej baśniowej trylogii: Akademia Pana Kleksa (1946), Podróże Pana
Kleksa (1961) i Triumf Pana Kleksa (1965). Od II połowy XX wieku nie dziwi intruzja
wyznaczników współczesności w obszar baśni. Dzięki temu wymykający się lokalizacji
fantastyczny świat staje się bliższy doświadczeniu dziecka.
Opowieść Renaty Klamerus pt. Tami z Krainy Pięknych Koni, jakkolwiek adresowana do
dzieci, spełnia wymogi lektury uniwersalnej umiejętnie połączonej z literaturą dziecięcą.
Formalnie przynależy do gatunku literackiej baśni fantastycznej, w której na równych
prawach istnieją dwa równoległe światy: prawdopodobny i fantastyczny. W wymiarze
realistycznym opowieść podszyta jest egzotyką miejsca, w którym toczy się akcja – jest nim
bowiem niesamowita pod wieloma względami Kapadoclandia (będąca równocześnie aluzją
do wcześniejszych już „landii” znanych z literatury dla dzieci) . Ukształtowana wiatrem i
deszczem, odrealniona kraina jest równocześnie doskonałą scenerią dla świata fantazji. Pełna podziemnych labiryntów, które prowadzą ku drugiemu wymiarowi rzeczywistości, obiecuje przygodę i spełnia tę obietnicę. Oba wymiary świata poznajemy z perspektywy głównych bohaterów – tytułowej Tami, której towarzyszą dwaj przyjaciele: Rume i Kelie. Dzieci, na pozór nie różniące się od swych rówieśników, weszły w posiadanie czarodziejskiej księgi, która pozwala im pokonywać wszelkie ograniczenia wypływające zarówno z fizyczności
świata, jak i z samego faktu bycia dzieckiem. Poza księgą ze świata czarów pochodzą także
jeszcze inne atrybuty (latające dywaniki, szmaragdy wygrzebywane przez kozy, jak i one
same), które zaświadczają o bliskiej, choć nie powszechnie dostępnej obecności świata magii. Bohaterowie nie są jej zaprzysiężeni. Co więcej, z magicznej księgi korzystają tylko w
wakacje i wyłącznie w sprawach, które są tego warte. Poza tym wiodą zwyczajne życie
dzieci, które swoje domowe obowiązki godzą z obowiązkami szkolnymi.
Podobnie jak w Czarnoksiężniku z Krainy Oz tak i w Krainie Pięknych Koni główna rola
przypada dziewczynce. Rezolutna, odpowiedzialna, bystra i szlachetna Tami budzi
niekłamany podziw swoich kolegów, tak jak odważna Dorota zyskała sobie uznanie Stracha,
Drwala i Lwa. O ile jednak bohaterka L. F. Bauma demaskuje Oza, o tyle Tami pozostaje w
nienaruszonym szacunku dla tajemniczej Dyrekcji, która z wnętrza ziemi panuje nad
dziejami świata. Troje bohaterów z Kapadoclandii łączy szczera i serdeczna przyjaźń, która
poddana próbie, jeszcze bardziej się umacnia. Czary nie zwalniają nikogo z jego obowiązków,
nie są też drogą na skróty, którą łatwiej osiąga się zamierzony cel. Tami wytrwale ćwiczy na
skrzypcach lub piele grządki, Rume pomaga ojcu w prowadzeniu stadniny, a Kelie, mimo
chwil słabości, odnajduje się w fachu kucharza. Żadne z nich nie ma zamiaru pomagać sobie
czarami. W ten i temu podobny sposób autorka wielokrotnie godzi racjonalizm z magią, co
wcale nie jest ani łatwe, ani też nie ma zbyt wielu precedensów. W świecie Kapadoclandii nie toczą się żadne wielkie bitwy. Nie płynie krew, nie odpadają głowy, nie ma pojedynków na śmierć i życie, na czary i magię, słońce nie ciemnieje, żywioły nie szaleją, świat nie trzęsie się w swoich posadach. Przeciwnie – dominuje łagodny klimat letnich dni, które są zajęte własną pracą. W tym świecie zło nie walczy z dobrem, lecz jest po prostu skutecznie eliminowane.
Dokonuje się to zarówno w świecie magicznym (zbójowie zostają pomniejszeni i odesłani do
Karzełkowa, z którego co prawda wracają, dając być może zaczyn dalszych opowieści), jak i
w realistycznym (Kelie przezwycięża własne słabości i naprawia winy). Liczy się bowiem to,
co człowiek wnosi sobą do świata, niezależnie, czy jest on fantastyczny czy „rzeczywisty”.
W tym wymiarze opowieść o Tami nawiązuje do innej, której bohaterem jest Mały Książę.
Obie basnie łączy przesłanie: najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, najważniejsze widzi
się sercem. Tami tak właśnie patrzy na świat i takiej oto magii uczy tych wszystkich, którzy
zechcą poznać przygody dzieci z Kapadoclandii, sięgając po książkę Renaty Klamerus
8. kwi, 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz