4. kwi, 2015
Recenzja blogerki Marty Bilewicz.
http://marta.kolonia.gda.pl/connieblog/?p=2031
Bardzo lubię bajki dla dzieci i chętnie po nie sięgam. Na ogół
czytam razem z córką, ale zawsze i ja mocno się wciągam w bajkowy,
kolorowy świat, a do niektórych baśni i opowieści wracamy kilkakrotnie.
Tytułowa
Tami, czyli Tamara Suremalk, mieszka razem z rodzicami i młodszym
bratem w Kapadoclandii, odległej krainie, o której autorka pisze, że
znajduje się ona “daleko stąd, za górami, rzekami, za morzem”. Tami ma
dziesięć lat i jest zwyczajną dziewczynką. Chodzi do szkoły, uczy się,
bawi, pomaga rodzicom w domu, a teraz, kiedy właśnie ją poznajemy, ma
akurat wakacje. Najlepszym przyjacielem Tami jest nieco starszy od niej
chłopiec – Rume, który mieszka niedaleko, więc dzieci często się ze sobą
spotykają i razem bawią. Pewnego dnia Tami zostaje w domu sama i
opiekuje się młodszym braciszkiem Borim. Chłopczyk pod jej nieuwagę
wydłubuje pod łóżkiem siostry dziurę w ścianie. Tami z początku jest o
to zła, ale później zauważa, że z dziury wpada do pokoju łuna światła.
Zaniepokojona, ale jednocześnie zafascynowana owym dziwnym światłem,
Tami zaczyna powiększać dziurę, aż nagle okazuje się, że za nią znajduje
się duża, jasna grota. Grota emituje światło sama z siebie i Tami nie
jest pewna, czy wejście do niej jest na pewno bezpieczne. Ciekawość
jednak zwycięża i Tami zagląda do środka. Co tam znajdzie? I co ją tam
spotka? Tami dzieli się swoim odkryciem z Rume i jeszcze jednym chłopcem
– Keliem, po czym cała trójka postanawia odkryć tajemnicę groty. A
grota, jak to na baśń przystało, skrywa wiele tajemnic i sekretów.
Dzieci
przeżywają wiele ciekawych przygód, trafiają w kilka dziwacznych
miejsc, poznają paru nietypowych mieszkańców krainy, których nigdy dotąd
nie spotkali. Czary, magiczne księgi i zaklęcia towarzyszą im od prawie
pierwszych kart książki aż do samego końca. Trzeba przyznać autorce, że
wymyśliła ona świat zupełnie odmienny od wszystkich innych, jakie
dotychczas w literaturze dla dzieci powstały. Tę odmienność widać
wyraźnie od pierwszych słów bajki i w moim odczuciu jest to niewątpliwie
zaleta. Sugestywne, bogate opisy, tworzą bajkową atmosferę i sprawiają,
że dzieciom łatwiej będzie wyobrazić sobie miejsca, w których rozgrywa
się akcja książki.
“W tym rajskim ogrodzie, pełnym ślicznych roślin,
żyły dziwaki. Każdy z nich był wypaczeniem tego, co dzieci już znały i
widziały. Dżdżownice jeździły na kółkach, były długie i wielkie jak
kolejka wąskotorowa, żółwie miały długie nogi i chodziły w oficerkach
(…). Ryby zamiast płetw miały ręce i nogi, ptaki nosiły okulary
przeciwsłoneczne, raki zamiast szczypiec miały nożyczki i kosiły bordową
trawę. Olbrzymie mrówki pospołu z termitami zbierały ją i układały w
kopki. Pancernik miał emaliowany korpus i udeptywał ścieżki, jeżdżąc na
gąsienicach”.
Wspólnie przeżywane przygody zbliżają dzieci do siebie,
pokazują im, jaką potęgę ma magia przyjaźni, współpraca, wsparcie
drugiej osoby oraz to, o ile łatwiej jest się zmagać z przeciwnościami
losu, kiedy obok siebie mamy przyjaciela. Pod wpływem wielu zdarzeń,
dzieci patrzą na różne sprawy zupełnie inaczej niż przedtem, dojrzalej,
mądrzej, jednocześnie zachowując charakterystyczny dla dzieci pogląd, że
tak naprawdę nic nie jest niemożliwe. Wystarczy tylko mocno czegoś
pragnąć, by to coś się spełniło.
W książce nie brakuje specyficznych
postaci takich jak: trochę napuszona pani Petra prowadząca sklep i
wzruszająca, mądra babcia Fuoco, która pilnuje pieca. I właśnie babcia
Fuoco jest zdecydowanie moją faworytką, jeśli chodzi o bohaterów “Tami
(…)”. Kiedy dzieci ją poznają, babcia ciężko pracuje przy piecu. Dziwny i
niecodzienny splot wydarzeń sprawia, że później jeszcze babcia pojawia
się w treści, z czego osobiście bardzo się ucieszyłam. Babcia Fuoco to
ciepła, przepełniona dobrocią osoba – wniosła do książki mnóstwo koloru i
serdeczności.
“Dla babci Fuoco najważniejsze było, żeby dzieci się
nie bały. Strach według niej nie był potrzebny, nie chciała, by
dziewczynka zrywała się w nocy z powodu gnębiących ją koszmarów.
Uważała, że dzieciństwo powinno być pogodne, radosne i szczęśliwe, jak
bardzo długie święto, jak trwające kilkanaście lat Boże Narodzenie”.
Tami
ma kilka marzeń, marzy o tym, by zobaczyć konie, marzy o tym, by
śpiewać – w osobie Tami i jej pragnieniach swoje odbicie znajdą
dziewczynki ośmioletnie i starsze, z pewnością będą uważnie, z zapartym
tchem i z ciekawością śledziły jej losy i przygody. Myślę, że ją
polubią, podobnie jak moja siedmiolatka, która z rozdziału na rozdział
niecierpliwie czekała na dalszy ciąg.
Książka dzieli się na dwie
części, ale szczerze mówiąc jakoś nie dociera do mnie podział
zastosowany przez autorkę, bo ja bym podzieliła całość na przygodę
dzieci w jaskini i na to, co działo się potem. To, co przeżyją dzieci po
wejściu do groty, będzie miało ogromny wpływ na to, co wydarzy się
potem w ich rodzinnych domach i we wsi oraz na to, jak zmienią się same
dzieci. W moim odczuciu o wiele za krótko trwała przygoda w grocie w
stosunku do tego, co wydarzyło się na kartach powieści później. Czułam
spory niedosyt po przygodzie, a potem lekkie znużenie akcją po niej. Są
to odczucia osoby dorosłej, bo z kolei moja córka nie miała uwag i
książka podobała jej się w formie takiej, jaka jest. Obie troszeczkę
żałowałyśmy, że w książce zabrakło kolorowych obrazków krainy, którą
przemierzają dzieci. Autorka dodała wprawdzie do publikacji kolaże zdjęć
własnego pomysłu, które, owszem, są udane, jednak ta książka aż się
prosi o bogate, kolorowe, cudne ilustracje.
Było po drodze kilka
zgrzytów, które uważałam za niepotrzebne zabiegi autorskie, ale nie
wpłynęły one jakoś znacząco na odbiór powieści, więc pozostało mi je po
prostu zaakceptować. Niestety pojawił się również błąd ortograficzny,
którego zjawienie się w tekście – w moim mniemaniu – nie powinno w ogóle
mieć miejsca, gdzieś jest też na moment zmieniony czas (z przeszłego na
teraźniejszy). Pod koniec powieści nastąpił lekki chaos, po kilku
statycznych, spokojnych rozdziałach, nagle wydarzyło się sporo naraz.
Końcówka jakby urwana, mam wrażenie, że książka skończyła się nagle i za
szybko, jakby zabrakło pomysłu na pełne zakończenie. Nie czytałam
jeszcze drugiego tomu, więc zostawiam sobie otwartą furtkę i czekam na
więcej, tak samo ciekawie, mam nadzieję.
“(…) w życiu jak w bajce:
wszystko może się zdarzyć, urzeczywistnić. Marzenia mają (…) moc
sprawczą. Mogą się spełniać, ale to zależy od nas”.
Korci mnie, by
napisać coś o tytule. Otóż, wbrew tytułowi, Tami nie mieszka wcale w
krainie koni. Tu, gdzie mieszkają dzieci, nie ma nawet koni, ludzie
trzymają co najwyżej osły, które pomagają w gospodarstwie. Tami jednak z
całego serca marzy o tym, by zobaczyć konie, by móc na nich pojeździć,
by choć przebywać w ich pobliżu. Czy to marzenie się ziści? Przekonajcie
się sami. Zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, zwłaszcza jeśli macie
dzieci w wieku od 8 do 13 lat. Podziemia Kapadoclandii odkryją przed
nimi swoje czary i sekrety i na długo pozostaną w ich pamięci.
“Tami w
krainie pięknych koni” to książka pełna nietypowych, ale zarazem
ciekawych pomysłów autorki. Dzieci docenią kolorowe opisy i bogatą
wyobraźnię pisarki. Z pewnością spodoba im się kraina pełna magii i
dziwnych istot – mnie osobiście zauroczyły rybki w sweterkach. Książkę
polecam z czystym sumieniem, ponieważ jest zupełnie nietuzinkowa i
niespotykana. Ja w każdym razie chętnie sięgnę po drugi tom i z
przyjemnością jeszcze spotkam się z Tami i jej przyjaciółmi.
*za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res
4. kwi, 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz